środa, 30 lipca 2014

Ach te góry!

Niełatwo wraca się do rzeczywistości po urlopie. Szczególnie tym, który przeniósł nas w cudowne miejsce daleko, daleko od domu i pozwolił oderwać się od gwaru wielkiego miasta, korków, godzin spędzonych przed monitorem z tyłkiem na krześle... Oddalenie się od domu, niekoniecznie w sezonie wakacyjnym, jest dla mnie jak powietrze i woda jednocześnie. To czas tylko dla nas, na bycie razem, próbowanie nowych smaków, podziwianie widoków, których nie mamy na co dzień, całodzienne aktywności na świeżym powietrzu. W tym roku spełniliśmy kolejne z naszych podróżniczych marzeń - Bieszczady.



Zasada, że jeśli masz włosy proste to śnisz o bujnych lokach idealnie stosuje się do mnie: mieszkając nad morzem co lato pędzę w góry. Co roku odwiedzamy inny region południa Polski i obiecujemy sobie, że wrócimy w dane miejsce bo jest takie piękne... Około 15 lat temu zachwyciliśmy się Bieszczadami i odkąd pamiętam powtarzałam, że tam właśnie musimy pojechać.

Pośród wiosek i lasów odnaleźliśmy Gościniec Rabe w Rabe koło Ustrzyk Dolnych. Miejsce dla pragnących odpocząć, upajając się zielenią i ciszą, również z dziećmi. Już po 5 minutach od przekroczenia progu okazało się, że jesteśmy w mniejszości nie-rodziców... Wspólnych posiłków zdecydowanie nie można było opisać słowami: delektowanie się aromatyczną kawą w błogiej ciszy :D Drugiego dnia zostałam zaakceptowana przez młodsze koleżanki, które było skore do integracji.
Oprócz położenia, wielkim plusem Rabe są śniadania i obiadokolacje... pyszne, świeże, domowe. A na wieczorne chwile z książką wspaniale sprawdziła się przytulna altana z huśtawką.


Gwarantuję, że Sąsiedzi nie zakłócali ciszy nocnej, ani nie uprzykrzali się za dnia. Tupot małych stóp nad naszymi głowami mógł jednak być lekko irytujący.



Na szlakach bywało tłoczno, a podczas przerw towarzystwo kręciło się różne...




Najlepsze buty i stylowe wdzianka mogą zostać w domu (na lans po Sopocie :D) - teren może okazać się trudny do przebycia.



O piwo nie trzeba się martwić, ponieważ lokalny browar jest blisko. Ursa Maior zaskakuje oryginalnymi nazwami i nutami owocowymi, które (ostrzegam) zachwycają i uzależniają. Na szczęście można zamówić ich wyroby pod same drzwi i posączyć na domowej kanapie. Śnieg na Beniowej to nasz faworyt.

 

Po godzinach spędzonych na szklaku z bułką (z parówką) w jednej ręce i pomidorem w drugiej, nie można odmówić sobie lokalnych przysmaków: pierogów huculskich i bojkowskich czy placków po bieszczadzku. Kudłaty Anioł w Cisnej należycie ugości :) 



Setki kilometrów przez całą Polskę pokonuje się, żeby zmęczyć się nieprzeciętnie zdobywając Połoninę Wetlińską i Caryńską, pomoczyć nogi w Solince i wzdychać podziwiając zachody słońca i poranne mgły.





Pozostawiliśmy kilka kilometrów nieprzemierzonych szlaków, żeby móc wrócić w Bieszczady i odkrywać nowe ścieżki! 

2 komentarze: