wtorek, 4 lutego 2014

Kobieto, wyStrój się!

Nadążyć za modą - bezcenne... więc nawet nie próbuję bo takiej potrzeby w sobie nie odnalazłam. A mody tej wybiegowej nie rozumiem i rozumieć nie chcę. Nie przeglądam magazynów z artystycznymi zdjęciami, nie śledzę trendów i może ciężko w to uwierzyć, ale nie lubię chodzić po sklepach... strasznie to męczące. Mimo to, jak każda szanująca się kobieta, mam często problem otwierając szafę. Mąż oswoił się już z pytaniem "co ja mam ubrać?" i czeka cierpliwie, stara się pomóc, choć spojrzenie typowego mężczyzny zwykle odbiega od poglądu kobiety na dobre połączenia kolorystyczne i najczęściej lustro z odrobiną samokrytycyzmu są lepszymi doradcami.
Właśnie... lustro!
Jak się okazuje nie każdy je posiada, a szczerze polecam bo to inwestycja na lata i jak się opłaca! Ciężko ocenić namacalny zwrot poniesionych kosztów, ale myślę, że może nawet pomóc w wywarciu dobrego wrażenia na kandydacie na męża bądź przyszłym pracodawcy.
Jako zwierze biurowe od lat kilku, obserwuję zdumiewające zjawiska modowe, które bezkarnie panoszą się po openspace'ach, gabinetach i recepcjach. Nie straszny im dress code, który każda korporacja opracowuje i stara się szerzyć wśród pracowników, ze skutkiem jak widać, dość marnym.
W fashonistkę (czy szafiarkę - jaka jest różnica? eee?) się nie zmienię, bez obaw, ale czuję na sobie społeczną odpowiedzialność, żeby zachęcić do zakupu lustra i korzystania z niego aktywnie.
Wnioski z obserwacji poczynionych na przestrzeni biurowej:
* Schludność i odrobina wygodnej stonowanej elegancji ponad wszystko! Stosownie dopasowane do warunków atmosferycznych, stanowiska i wieku.
* Skarpetki bawełniane w różnych kolorach, z wzorkami lub bez, nie komponują się wcale z balerinkami i innym obuwiem typu półbut biurowy.
* Pozahaczane i zmechacone rajstopy, legginsy i inne wytwory są widoczne bez specjalnego wytężania wzroku współpracownika.
* Należałoby zostawić w szafie (a najlepiej oddać w dobre ręce) części garderoby, które są za małe, za ciasne, za szerokie, za wąskie, za krótkie, za długie.
* Marynarka też ma swój okres używalności - kołnierzyk i klapa powyginane w różne strony świadczą o tym, że jej życie dobiegło kresu.
* Lata lecą i nie we wszystkich ciuchach sprzed 10 lat czuć powiew świeżości (nie mylić z Lenorem). Zapewne większość z nich nie powinna już oglądać światła dziennego i straszyć.
* Odrobina tuszu do rzęs nie wypala oczu.
* Mycie, układanie włosów i czesanie nie powodują ich utraty i łysienia.
* Second hand nie uwłacza godności, a na wyprzedażach w centrach handlowych klienci zwykle nie taranują się na wzajem - największe zło jakie może nas tam spotkać to kolejki.
* Jeansy z opadającymi tylnymi kieszeniami (bo siedziały już 30 godzin w tym tygodniu) nie wyglądają dobrze nawet na Heidi Klum.
* Za obuwie biurowe nie uznaje się zdezelowanych tramposzy.
Choć będziemy się zarzekać i wypierać, nie da się ukryć, że oceniamy po wyglądzie i po pierwszym kontakcie. Pogląd na temat osoby da się zmienić przy kolejnych spotkaniach i bliższym poznaniu, ale pierwsze wrażenie robi się tylko raz. A interesanci zaglądający do biur nie zagłębiają się w piękną i bogatą osobowość pani z sekretariatu (tyczy się też innych stanowisk).
Reprezentując firmę, nawet jeśli się z nią nie identyfikujesz i gdybyś tylko mogła, uciekłabyś z niej czym prędzej, powinnaś pamiętać, że głównie reprezentujesz SIEBIE.
P.S. Z perspektywy czasu jestem wdzięczna mojej pierwszej mateczce korporacji, która wpoiła mi gruntownie i na wieki, że jeansy nosi się ewentualnie raz w tygodniu, w piątek. Kropka.

2 komentarze:

  1. ktoś miał tu chyba do czynienia ze śmierdzielem biurowym ...
    Dziś słyszałem Wolińskiego, który radził pannom żeby zamiast wydawać tałzeny na stroje to najpierw zainwestowały w lustro i używały go :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. nie wiedziałam, że Woli tu zagląda :D

    OdpowiedzUsuń